Popisy oratorskie kapo Kurta zakończyły się. Teraz kapo Franz, zaopatrzony w pałkę z dębowego drewna, stanął przed więźniami. Znaliśmy dobrze w naszym komandzie nierozłączną parę, Franza i Kurta. Obydwaj byli Niemcami i homoseksualistami, których łączyły intymne więzy. W maltretowaniu więźniów uzupełniali się w sposób doskonały. Franz, w cywilu rzeźnik, potrafił podzielić zwierzę na części i z tego względu miał jakie takie pojęcie o anatomii. W młodości z pasją uprawiał boks, ale pozbawiony talentu nie był w stanie wyjść z amatorszczyzny. Sportowa kariera nie przyniosła mu wyróżnień ani pucharów. O jego związkach z ringiem zaświadczał tylko spłaszczony i zniekształcony okrutnie nos, który nadawał jego okrągłej, sowiej twarzy wyraz szczególny. Wyróżniał się siłą. Jego działania cechowała brutalność. Wzmacniała ona jego pozycję w obozie. W Auschwitz Franz znalazł się za praktykowanie na dużą skalę stręczycielstwa i paserstwa.
Ten prymitywny człowiek wykonywał ślepo rozkazy swoich przełożonych, mając za mistrza nie tyle odległego szefa narodu, co tkwiącego u jego boku, swojego własnego, ukochanego"führera". Był nim kapo Kurt, który wpływał na zachowanie Franza i na podejmowane przez niego decyzje. Obydwaj pochodzili z Berlina. Kurt, o twarzy lalkowatej, miał zwyczaj podnosić głowę i mrużyć oczy. Jego twarz charakteryzowały gładkie policzki, prawie pozbawione zarostu i szerokie usta z grubą górną wargą, jakby przeciętą na dwie części. Ci, którzy nie znali dobrze języka niemieckiego, mieli kłopoty ze zrozumieniem go, bowiem seplenił i wypluwał słowa w sposób niewyraźny.
[fragment książki]